Tytuł: Żelazny anioł
Autor: Alan Campbell
Wydawnictwo: MAG
fantastyka, sf
Inne miejsca recenzji:
Lubimy czytać
"Nocą Kościół Ulcisa był najbezpieczniejszym miejscem w Deepgate... pomijając to, że wisiał do góry nogami i nieuchronnie osypywał się w przepaść."
Masz już dosyć miasta, które wisi na łańcuchach? Nic dziwnego, w końcu
większość podtrzymujących łańcuchów właśnie zwiesza się smętnie z nieba.
I warto pamiętać o duszach, które wydobywają się z piekielnej czeluści.
No bo bramy już przecież nie ma.
Tym razem mamy do zaoferowania pociąg. Ale to nie byle jaki pociąg. Jego
fenomenem jest szkło. Wszędzie szkło. Ściany, dachy, meble... Łatwo coś
potłuc. Zwłaszcza, jeżeli samemu jest się ze szkła.
Kiedy w końcu przyzwyczaiłam się do wyobrażania sobie miasta z
łańcuchami, ono runęło w dół. Kiedy zaczęłam szczerze nienawidzić
bohaterów, oni nagle okazują się całkiem ciekawi. Kiedy wreszcie
zaczęłam wszystko doskonale rozumieć, dodano nowych bohaterów, nowe
miejsca, nowe cele i ambicje. Słowem, historia bardzo się zmieniła.
Dill w gruncie rzeczy znajduje się w dwóch (jeśli nie w trzech) miejscach na raz i nie do końca jest sobą.
Rachel podróżuje z ciałem Dilla, ale nie z samym Dillem, tylko z pradawnym aniołem, który zawładnął jego ciałem.
Carnival zniknęła.
Mamy również wdowę, która poszła do piekła szukać męża, giganta
ciągnącego gigantyczny statek, starego anioła, kobietę, która rozdaje
kawałki swojej duszy i bogów. A i drzwi. Bardzo irytujące drzwi.
A co się dzieje obok naszych bohaterów? Wojna.
Jeżeli chodzi o styl, to nadal taki sam - dobry.
Fabuła robi się coraz bardziej pokomplikowana, niektórych rzeczy trzeba się domyślać, bo nie są wytłumaczone w dobitny sposób.
"- Samobójstwo jest wbrew Kodeksowi. Każda próba będzie karana...
- Czym? Śmiercią?"